czwartek, 21 lipca 2016

Nowa strona! Nowy początek!

Od jakiegoś już czasu myślałam o założeniu własnej strony internetowej. Coraz bardziej czułam, że prowadzenie darmowego bloga już przestaje mi wystarczać. Chciałam mieć swoje miejsce gdzie będę mogła pisać o WSZYSTKIM co mnie interesuje, a jest tego mnówstwo :) Od podróży, fotografii, sportu, po zdrowe odżywianie.
Poza tym... napisałam książkę, która pojawi się w księgarniach 17 sierpnia i dobrze mieć dodatkowe narzędzie, miejsce do promocji zarówno mojej osoby, jak i mojej twórczości :)

Jeżeli chcesz dowiedzieć się więcej już teraz serdecznie zapraszam na moją nową stronę:
 
 
 

wtorek, 3 maja 2016

Enchilada! Kolejny dzień rozpusty

Jak szaleć to szaleć! W końcu święto :) Co prawda niezbyt patriotycznie, bo zdecydowaliśmy się na meksykańskie danie, ale za to smacznie!


Składniki:
2 piersi z kurczaka
2 cebule
2 papryki czerwone
2 puszki pomidorów krojonych
przyprawa meksykańska, sól, pieprz
8 placków tortilli
400 g żółty ser
kilka papryczek jalapeno


Przygotowanie:
Piersi z kurczaka kroimy w kostkę i podsmażamy. Pod koniec smażenia dodajemy pieprz, sól i przyprawę meksykańską.

Następnie podsmażamy pokrojoną w kosteczkę cebulę, dodajemy paprykę, również pokrojoną w kostkę. Gdy papryka odrobinę zmięknie, dodajemy pomidory z puszki. Całość gotujemy ok. 10 minut aż sos zgęstnieje. Doprawiamy przyprawami. Dodajemy pokrojone papryczki jalapeno.



Część sosu odlewamy do osobnego naczynia. Będzie nam potrzebna nieco później. Pozostałość łączymy z kurczakiem, którą następnie przekładamy na placki tortilli. Dodajemy starty żółty ser i zawijamy. Tak przygotowane tortille przekładamy do naczynia żaroodpornego. Ja niestety nadal nie dorobiłam się tarki, więc mój ser pokrojony jest w drobną kosteczkę :)





















Wcześniej odstawioną część sosu dodajemy na wierzch i równomiernie rozsmarowujemy. Posypujemy serem. 




Pieczemy w 180 stopniach przez 15 minut i przepyszna enchilada gotowa! Co tu dużo mówić - niebo w gębie! Danie proste i bardzo dobre! :)


Smacznego!

sobota, 30 kwietnia 2016

Zapiekane farfalle - zapiekanka makaronowa z kurczakiem i mozarellą

Dziś po pełnej wrażeń wycieczce rowerowej potrzebowałam solidnej dawki kalorii! Wybór padł na sprawdzoną zapiekankę makaronową z kurczakiem, brokułem i mozarellą. Zapiekanka place lizać, ile kalorii nie liczę! Wierzę, że jeszcze więcej spaliłam na rowerze ;) Przepis podany jest na 4 spore porcje - na majówkę jak znalazł :)

Składniki:
2 piersi z kurczaka
brokuł
makaron farfalle (kokardki) 500g
pomidorki koktajlowe 500g
mozarella
śmietanka 30% (ok. 200g)
2 cebule
ser żółty 300g
2 jajka
pieprz, sól, gałka muszkatołowa

Przygotowanie:
Makaron farfalle gotujemy w osolonej wodzie. Małym nożem wycinamy różyczki brokułu. Do garnka z wrzącą, osoloną wodą wrzucamy różyczki brokułu i gotujemy al dente.
Kurczaka i cebulę kroimy w kostkę i podsmażamy. 
Do naczynia żaroodpornego wkładamy po kolei: ugotowany makaron, różyczki brokułu, kurczaka i cebulę. Pomidorki koktajlowe kroimy w ćwiartki, mozarellę w kosteczkę. Dodajemy do pozostałych składników. 


W osobnej miseczce mieszamy śmietankę, 2 jajka i przyprawy. Tak przygotowaną mieszankę dolewamy do naczynia żaroodpornego. Wszystkie składniki dokładnie mieszamy.


Całość posypujemy utartym wcześniej serem (ja z racji braku tarki, musiałam ser pokroić w drobną kosteczkę :)) 


Zapiekankę wkładamy po piekarnika. Najpierw pieczemy w 180 stopniach przez 10 minut (termoobieg), następnie ok. 15-20 minut w temperaturze 200 stopni (funkcja grill) do zarumienienia się sera.

Wino, ukochany mężczyzna, zapiekanka i przepis na wspaniały wieczór gotowy :)
Smacznego!



sobota, 16 kwietnia 2016

Twoje ciało może więcej niż podpowiada ci twój umysł :)

Twoje ciało może więcej niż podpowiada ci twój umysł…. To znane hasło Ewy Chodakowskiej – kobiety, o której mówi się, że poderwała z kanap Polki i zmotywowała do dbania o siebie i swoje zdrowie. I oczywiście zawsze znajdą się tacy, który stwierdzą: eee tam łatwiej powiedzieć, trudniej zrobić. Ale ja wiem, że to w 100% prawda. Wszystko siedzi w głowie. Każda sekunda, każda minuta życia zależy od nas, od naszego nastawienia, od tego jak chcemy je przeżyć. To jak żyjemy, kim jesteśmy, jak wygląda nasz dzień zależy wyłącznie od NAS. Gdy sobie to uświadomimy chamska baba w tramwaju, czy szef idiota nie są w stanie wytrącić nas z równowagi i zniszczyć naszego ZEN. Ale do tego trzeba oczywiście DOROSNĄĆ, dojrzeć. Sama uczę się tego. Codziennie staram nastrajać siebie – swój organizm, niczym instrument dobrymi myślami. Staram się być dla siebie DOBRA. Tak po prostu. Skoro jestem dobra dla innych, czemu nie mogę być dobra dla siebie? Od siebie więcej wymagam – ZGODA jednak to sobie powinnam dawać jak NAJWIĘCEJ. Może to głupie, ale hasła: nigdy się nie poddawaj, będzie dobrze, jesteś najlepsza, jesteś super – naprawdę mi pomagają. Spróbuj i poczuj jak nagle nie wiadomo skąd przychodzą siły witalne i okazuje się, że możesz więcej. Jednak pójdziesz na ten fitness, na który nie miałaś ochoty i przebiegniesz ten dodatkowy kilometr mimo, że zaczyna siąpić deszcz. 
O tym, że „twoje ciało może więcej niż podpowiada ci twój umysł” przekonałam się podczas biegu runmageddon, który przebiegłam w zeszłym roku. 12 km, 70 przeszkód, błoto, krew i łzy – to w skrócie. W detalu – trzeba to po prostu przeżyć. Przebiegłam, ukończyłam ten bieg, mimo, że w głowie myślałam, że nie dam rady, ale moje ciało dało. Grunt to odpowiednia motywacja – uwierzcie! Poza niesamowitym wysiłkiem, runmageddon to także zabawa i radość. Zdjęcie mówi chyba samo za siebie. To ja podczas przeszkody Indiana Jones. Warto, naprawdę warto. Po pierwsze, żeby się sprawdzić, po drugie żeby poczuć tę niezwykłą atmosferę biegu innego niż biegi uliczne, gdy każdy wpatrzony jest w swój cel, patrzy na czas, odcięty od świata słuchawkami przypiętymi do smartfona. Na biegach przeszkodowych ludzie zwracają uwagę na innych, pomagają i to jest niezwykle budujące i daje niesamowitego kopa! 

wtorek, 12 kwietnia 2016

Jak zaczęła się moja przygoda z bieganiem?

Biegać zaczęłam dokładnie 6 lat temu. Wow! Na pytanie dlaczego zaczęłam biegać, odpowiedziałabym, że dlatego, że chciałam schudnąć. Czyli podejrzewam jak większość biegających. Bieganie to naprawdę dobry i tani sposób na prostą aktywność fizyczną, przynoszącą wymierne rezultaty. 

Gdy zaczęłam studia, zaczęło brakować mi ruchu. Stres związany z nowym środowiskiem, nieregularny tryb życia i wreszcie - imprezy i alkohol - to wszystko sprawiło, że przybrałam na wadze i zaczęłam czuć się źle samą ze sobą. Jako, że student liczy się z każdym groszem :) postanowiłam nie kupować karnetu na siłownie, a wybrać tańszą opcję - bieganie właśnie. 

Mój pierwszy jogging pamiętam doskonale :) nie da się nie zapomnieć tego, że nie dało się przebiec 200 metrów bez zatrzymywania się! Ale nie zniechęciłam się i bardzo szybko zaczęłam zauważać postępy. Teraz mając za sobą dystans półmaratonu, z rozrzewnieniem wspominam swoje początki. 

Gdy biegałam już jakiś czas, pomyślałam, że fajnie byłoby się sprawdzić. Stanąć na starcie z innymi biegaczami i przekroczyć linię mety, poczuć się jak zwycięzca! 

Moim pierwszym biegiem, w którym wzięłam udział był XX Bieg Konstytucji w 2010 r. Wtedy imprezy biegowe dopiero się rozkręcały i fajnie jest móc porównać tamte czasy ze stanem obecnym :) Dostałam zwykłą koszulkę bawełnianą z prasowanką z logiem biegu, teraz biegacze w pakiecie startowym znajdują fajne koszulki funkcyjne opatrzone logami licznych sponsorów. Wtedy na starcie pojawiło się około 2 000 osób, dziś w biegach ulicznych startuje nawet ponad 10 000 biegaczy!  

Złapałam bakcyla. Rywalizacja, walka z samym sobą, niesamowita atmosfera, podekscytowanie i cała masa ludzi zakręconych i zafiksowanych na bieganie jak JA! To po prostu ZARAŻA! 


Potem były kolejne biegi, kolejne wyzwania. Często w czasie biegu, czy innego wysiłku fizycznego jakiś mały chochlik skrzeczy mi głowie: po co ci to?! Po co się tak męczysz?! To już ostatni raz! A potem znowu wychodzę na trening. Czy ktoś może to racjonalnie wytłumaczyć? Bo ja nie :)


sobota, 19 marca 2016

O poszukiwaniu pasji słów kilka

Dlaczego uśmiech i pozytywne nastawienie jest takie ważne? Sprawia, że nam się chcę! Ile razy sama powtarzam - żeby mi się chciało, tak jak mi się nie chcę. Robię bardzo duży błąd, bo jest to błędne koło. Od takiego gadania nic się nie zmieni. Nadal nie będzie mi się chciało. Trzeba zmienić myślenie. Wyrzuć NIE ze swojego słownika! 
Bo nasze słowa stają się naszym podejściem, a nasze podejście - naszym życiem. 
Wiele osób poszukuje swojej pasji i jest sfrustrowanych, bo social media i internet wypełniony jest hasłami w stylu: to nie poniedziałki, to twoja praca jest do dupy. W dzisiejszych czasach ogromny nacisk kładziony jest na spełnienie w życiu, realizowanie siebie, a wiele osób nie potrafi znaleźć odpowiedzi na wydawałoby się proste pytanie: co jest moją pasją? Co powinienem robić w życiu? Szukają, pytają, wzorują się na innych. To duży błąd, bo niestety naszego życia nikt za nas nie przeżyje. A odpowiedź jest przecież tak blisko… Każdy z nas dobrze wie, co TAK NAPRAWDĘ lubi robić. Ale zawsze jest jakieś ale. Bo ktoś odpowie: dobrze, ale ja lubię grać w gry komputerowe, a to przecież nie przyniesie mi żadnego zysku! Kiedy byliśmy dziećmi nikt nie zastanawiał się nad tym, czy nasza pasja jest opłacalna czy nie. Grało się w piłkę, czytało książki, rysowało. Czemu teraz nie możemy być trochę jak dzieci i być szczęśliwe jak one, po prostu robiąc to co się lubi? Dzisiejszy świat jest bardzo wymagający i niestety wypełniony materializmem. 
Ja też wpadłam w tę pułapkę. Zadawałam sobie i najbliższym pytanie, co powinnam w życiu robić. Sama nie potrafiłam sobie na to pytanie odpowiedzieć, bo przecież lubię biegać, ale z samego biegania nie wyżyję (nie jestem zawodowcem), lubię czytać książki, ale to raczej marny sposób na zarabianie pieniędzy. Ciężko jest zmienić takie myślenie i wytłumaczyć sobie, że pewne rzeczy powinno się robić, bo je się LUBI. I koniec. Żadne ale. To takie proste. Nie wiem, czy ta wiedza przychodzi jak grom z jasnego nieba, czy człowiek stopniowo do tego dochodzi. Mnie dziś tak nagle olśniło. Dlaczego mam nie robić czegoś, czego lubię tylko dla tego, że nie ma z tego zysku? A co z zyskiem dla mnie samej? Co z dobrym samopoczuciem, endorfinami, uśmiechem? To co zyskujesz, gdy zajmujesz się tym co lubisz, jest BEZCENNE! 
Wyjdź na dłuższy spacer. Pomyśl co naprawdę wywołuje uśmiech na twojej twarzy. Zapytaj siebie co byś robił gdybyś nie potrzebował pieniędzy. Co naprawdę cię ekscytuje?
Bardzo polecam książkę Bear’a Grylls’a „Poradnik przetrwania w życiu”. Jest to niesamowicie motywująca książka o odkrywaniu siebie, swojej siły i pasji. Polecam każdemu. 
Przytoczę kilka cytatów z książki, które bardzo mnie poruszyły i zmotywowały:
„Bądź najbardziej entuzjastyczną osobą, jaką znasz”
„Nie liczy się to, ile masz pieniędzy, tylko to co z nimi robisz. W ten sposób właśnie stajesz się naprawdę bogaty”
„Dziś jest pierwszy dzień reszty twojego życia” 
i moje ulubione: 
„Nikt nie żałuje pod koniec życia, że nie spędził więcej czasu w biurze”

:)

czwartek, 17 marca 2016

Źródła witaminy C

Już dawno nosiłam się z zamiarem przygotowania posta na temat witaminy C. Niestety od pewnego czasu borykam się z niską odpornością na wszelkiego rodzaju infekcje. Choruję średnio co dwa miesiące i to moje "przeziębienie" zwykle ciągnie się dwa tygodnie zanim całkowicie wyzdrowieję. Zaczyna się standardowo od bólu gardła i mimo, że reaguję naprawdę szybko - pastylki na gardło, rutinoscrobin i inne fervexy - choroba prężnie się rozwija i po chwili kicham, prycham, a z nosa się leje… Doszłam do wniosku, że skoro kiepsko idzie mi z leczeniem przeziębień, muszę zrobić coś, żeby temu ZAPOBIEC. Pod koniec stycznia, kiedy ponownie leżałam w łóżku, pokonana przez chorobę wpadłam na pomysł, że powinnam maksymalnie odżywić organizm witaminami - a zwłaszcza witaminą C. Dlatego też kupiłam blender z zamiarem picia codziennie odżywczych smoothie pełnych witamin.
Poniżej przedstawiam listę warzyw i owoców, które są najlepszym źródłem witaminy C (wszystkie wartości podane są w mg/100g części jadalnych)*:

Warzywa

  • Natka pietruszki 177
  • Papryka czerwona 144
  • Jarmuż - 120 
Owoce:
  • Porzeczki czarne 182,6
  • Truskawki 66
  • Kiwi 59
  • Cytryny 50
Przeciętnemu Polakowi witamina C kojarzy się z cytryną, ale ta w powyższym porównaniu wypada blado… Nie znaczy to wcale, że trzeba zrezygnować z cytryny, o nie! Jednak przygotowując zielonego nutridrinka z jarmużem, bądź natką pietruszki dostarczymy sobie znacznie więcej witaminy C, niż dodając plasterek cytryny do herbaty… 
Niestety na początku marca infekcja dopadła mnie znowu… Jednak myślę, że moja walka o odporność nie poszła na marne. Po pierwsze, nie od razu Kraków zbudowano, a budowanie odporności może trochę potrwać, po drugie tym razem infekcja trzymała się mnie nieco krócej niż zazwyczaj, a to oznacza, że organizm lepiej radzi sobie z chorobą. To bardzo pozytywny znak! W czasie choroby raczyłam się smoothie na odporność, który zawierał w sobie niezłą dawkę witaminy C. Szczerze wierzę w to, że pozwolił mi szybciej zwalczyć chorobę. 

Uwaga! Koktajl w smaku nie powala, ale wystarczy dodać miodu i jest do wypicia :) Jego ewidentnym plusem jest pokaźna dawka witaminy C!

Składniki to:
spora garść natki pietruszki
2 kiwi
1 cytryna
sok z jednej cytryny
imbir
miód
woda


*Źródło: Surowce spożywcze pochodzenia roślinnego, Wyd. SGGW, Warszawa 2006